Wszystko zaczęło się od wojny w Ukrainie i dwóch telefonów z informacją, że granicę ukraińsko-polską przekroczyła dziewczyna z kilkoma zwierzętami, w tym zupełnie dzikim psem w klatce i potrzebna jest moja pomoc w pracy z nim. Ta historia zapewne nie wydarzyłaby się, albo miałaby zupełnie inny przebieg, gdyby nie grupa ludzi, począwszy od tych, którzy zorganizowali i przede wszystkim zapewnili lokum, wsparcie dla pań ze zwierzętami, a skończywszy na tych (osobach prywatnych i organizacjach takich, jak TOZ czy Fundacja Kastor), którzy przekazali potrzebne rzeczy dla ludzi
i zwierząt, ale też przeprowadzili szybką zrzutkę na zakup bezpiecznego sprzętu dla półdzikiego psa.
Pamiętam, od czego opiekunka Wolfa zaczęła ze mną rozmowę...
Wolf jeszcze w Kijowie. Zdjęcie autorstwa: Anna Lelechenko. |