niedziela, 13 października 2019

„Pani, ze złota ten pies czy co?” - czyli o procedurach w adopcjach zwierząt

Temat nieudanych adopcji psów poruszyłam już w artykule "Dlaczego kochamy, a potem oddajemy". Pisałam o tym, czym się kierujemy, gdy decydujemy się na posiadanie psa, ale też o powodach rezygnacji z dalszej opieki nad nim.

Zakładając jednak, że nadszedł ten właściwy czas, kiedy czujemy się przygotowani do posiadania zwierzęcia, nie przerażają nas wydatki z tym związane, jesteśmy pewni swojej decyzji i przekonani, że potknięcia i niespodzianki nie rozłożą nas na łopatki, a jednocześnie planujemy dać dom porzuconemu stworzeniu, niezależnie od tego, czy będzie pochodziło ze schroniska czy organizacji prozwierzęcej, czeka nas przejście przez procedurę z tym związaną.


Po co tak komplikować?

Sama procedura bywa różna w zależności od danej organizacji. Czasami, na zasadzie "klient nasz pan", wskazuje się palcem pieska w boksie (bądź na zdjęciu) i podpisuje coś (albo i nie), co udaje umowę adopcyjną, bez wnikania w to, w jakie warunki zwierzę trafi. Czasami procedura "klient nasz pan" ma dodaną opcję "dostawy psa" pod drzwi mieszkania. Rzadziej jednak ma przewidzianą opcję jego odbioru spod tych drzwi, co w sytuacji przekazywania psa osobie obcej, zupełnie niesprawdzonej, w dodatku wiele kilometrów od miejsca, skąd pies pochodzi, byłoby wskazane. Niestety z powodu braku tej opcji, psy z nieudanych adopcji lądują w pobliskim schronisku (o ile zostaną przyjęte) lub na ulicy.

Jeśli brakuje dbałości o to, do jakich ludzi i do jakiego domu pies trafi, zazwyczaj brakuje też właściwej opieki nad nim, a co za tym idzie, przekazywane do adopcji zwierzę może nie być zaczipowane, zaszczepione na cokolwiek poza wścieklizną czy wykastrowane (pomijam szczenięta). Możemy również mieć kłopot z uzyskaniem informacji o jego zachowaniu, stanie zdrowia czy ewentualnym leczeniu. Ale sama adopcja będzie przecież szybka i bezproblemowa... Komfort w tym wypadku traci się nieco później.

Inny sposób adopcji to "natychmiastowe zauroczenie". Osoba chętna na adopcję zwierzęcia, dostaje niektóre informacje, ładnie ujęte, nie odstraszające. Po pierwszej, nawet niezwykle krótkiej rozmowie dotychczasowy opiekun z fundacji czy schroniska jest już pewien, że to właśnie ten idealny dom dla psa (i już się boi, że dom się rozmyśli), choćby nawet nie wiedział o tym, że mąż, dzwoniącej w sprawie adopcji, pani nigdy nie chciał mieć psa, a dzieci mają alergię na psią sierść.

Umowa adopcyjna może uwzględniać zapewnienie bezpieczeństwa i dobrostanu zwierzęciu, a nawet jego przejęcie przez instytucję, z której pochodzi, w sytuacji, gdy człowiek i pies jednak się nie dogadają. Ale jeśli do tego  dojdzie, można się spodziewać gromów, które spadną na głowę przyszłego opiekuna psa, bo w tym wypadku jest jedyną osobą odpowiedzialną za rezultaty adopcji. Innych odpowiedzialnych ludzi w tym układzie brak. Może poza adopcjami w stylu "dajmy psa na próbę", gdzie przez najbliższe dni po adopcji, czeka się ze zgrozą, czy telefon zadzwoni i czy nowi właściciele każą zabrać psa.

Bywają oczywiście przeróżne "hybrydy" procedur adopcyjnych, wynikające z połączenia różnych ich elementów, ale przejdźmy do trzeciego, najbardziej odpowiedzialnego  sposobu przekazywania zwierzęcia do nowego domu.

Właściwa procedura nie polega zazwyczaj tylko na jednej rozmowie przedstawiciela schroniska czy organizacji prozwierzęcej z chętnym na adopcję zwierzęcia, choć już ten pierwszy kontakt jest bardzo ważny. Opiekun psa opowiada o nim, o jego historii, cechach i zachowaniu. Stara się odpowiedzieć na wszystkie pytania. Wspomina o reakcji psa na przeróżne bodźce, na ludzi, zwierzęta (jeśli była możliwość sprawdzenia psa na wszystko - w niektórych schroniskach niestety nie ma), o umiejętnościach psa lub braku tychże umiejętności, a także o warunkach, które byłyby dla niego idealne.

Nie ukrywa żadnych informacji, a więc wspomina też o ewentualnych problemach, jakie pies może sprawiać przyszłemu opiekunowi. Przedstawia też warunki adopcji. Opiekun psa nie tylko odpowiada na pytania, ale chce poznać osobę zainteresowaną jego podopiecznym i sam pyta o wszystkie rzeczy (tu możemy się spotkać z ankietą), które wydają mu się istotne w przypadku adopcji akurat tego konkretnego zwierzęcia. Czasami przekazuje namiary na behawiorystę czy wolontariusza, który pracuje z psem, dzięki czemu można dowiedzieć się jeszcze więcej.

Dość często kolejnym etapem procedury adopcyjnej jest wizyta pracownika schroniska, przedstawiciela organizacji prozwierzęcej czy sprawdzonego wolontariusza w przyszłym domu zwierzęcia. Nie jest to tylko weryfikacja domu, ale możliwość przedyskutowania na spokojnie wszelkich wątpliwości przyszłego opiekuna psa, odpowiedzi na kolejne jego pytania. Idealnie jest poznać psa przed adopcją (co może być trudne w przypadku zwierząt przebywających daleko). 

Ostatnim etapem jest podpisanie umowy, która nie tylko zawiera dane osoby/instytucji wydającej psa oraz adoptującej, ale również warunki, jakie pies powinien mieć zapewnione, sposób, w jaki powinien być traktowany oraz zasady postępowania w razie konieczności oddania psa, przekazania go kolejnej osobie. Nie jest to więc dokument dotyczący tylko nabycia zwierzęcia, ale spis zasad, na które godzimy się, przyjmując psa pod swój dach. Zasady te powinny mieć na celu ochronę psa, ale też nie powinny godzić w jego przyszłych opiekunów.

Nie neguję pomocy w dowozie psa do nowego domu. Czasami pies pokonuje naprawdę wiele kilometrów w drodze do swej rodziny, nie zawsze łatwo jest zorganizować taki transport samemu. Mimo to wolę, gdy przyszły opiekun deklaruje chęć przyjazdu po psa osobiście, choćby korzystając z czyjejś pomocy. Wiem wtedy, że jest skłonny do pewnych poświęceń, potrafi się zorganizować, chce zadbać sam o bezpieczeństwo i komfort swojego psa podczas podróży.


(Bez)cenny pies. Dla kogo są procedury

Po opisie różnych sposobów weryfikowania lub braku weryfikacji przyszłego domu zwierzaka, przejdźmy do kilku różnych podejść ludzi do samych procedur.

Rzeczą oczywistą jest, że wszelkie procedury podobają się najmniej osobom, które z różnych względów nie ukończą ich pozytywnie. Powinny jednak mieć na uwadze fakt, że chodzi o dobro i bezpieczeństwo przekazywanych im zwierząt.


Przeciwko takim procedurom opowiadają się osoby z podejściem "to tylko zwierzę". Jeszcze inni nie chcą odpowiadać na pytania czy gościć u siebie wolontariusza oraz są przekonani, że każdy dom jest lepszy niż schronisko. Otóż nie każdy.

Czasami bywa i tak, że bardzo szanuje się hodowcę, który sprzedając szczenię ze swojej hodowli, chce poznać przyszłego właściciela psa i spisuje z nim profesjonalną umowę, gwarantującą bezpieczeństwo i dbanie o dobrostan psa, ale jednocześnie oburza się na podobną weryfikację i chęć zabezpieczenia zwierzęcia adopcyjnego. Być może wynika to z przekonania, że jeśli, kierując się litością, chcemy dać biednemu zwierzęciu dom, to już czyni z nas idealnych kandydatów, a dalsza weryfikacja godzi w nasze dobre imię.

Być może chodzi jednak o to, że pies z hodowli w świetle prawa, choć nie jest rzeczą, to jednak nią jest (zależy, na którą ustawę zerknąć) i to bardzo wartościową i prestiżową, a więc i procedura jego nabycia powinna być odpowiednia. Wygląda zatem na to, że inną miarą cenimy psy, których wartość materialną trudno byłoby podać na posterunku policji w razie kradzieży.

Inną grupę stanowią osoby, które uważają, że procedura czasami bywa zbyt okrojona, dziwią się, że dana instytucja nie organizuje wizyty przedadopcyjnej, że nie można wcześniej poznać psa czy uzyskać pełnych o nim informacji. Czyli mowa o tych świadomych i wymagających (również od siebie). Te osoby po adopcji często same informują, jak zwierzę czuje się w nowym domu, przesyłają zdjęcia. Czasami same miały wcześniej u siebie tymczasowo jakieś zwierzę i doskonale wiedzą, z jaką troską podchodzi się do adopcji, będąc po drugiej stronie.

Trzecia grupa jest najliczniejsza, nie ma większych wymagań co do samej procedury, z chęcią natomiast korzysta z możliwości, jakie ona daje, czyli nabycia wiedzy o danym zwierzęciu, jego potrzebach, koniecznych przygotowaniach do przyjęcia go w domu, porad dotyczących jego wychowania itp.


Po co mi obcy w domu i jakieś zobowiązania?

Pamiętajmy, że zwierzęta, które szukają domów, wcześniej najczęściej je straciły. Przeżyły dużo złego i mają za sobą liczne, trudne dla nich zmiany. Każda kolejna porażka adopcyjna może pogarszać ich zachowanie, ale i zniechęcać następne osoby nimi zainteresowane, które zastanawiają się, jaki był powód ich powrotu do schroniska czy do domu tymczasowego. Obawiają się zachowań agresywnych i innych kłopotów.


A powody oddania np. psa bywają dziwne. Na tej liście są m.in.: od lat planowana ciąża opiekunki, ciągnięcie na smyczy, zmiana planów życiowych i partnera życiowego, niechęć do nadmiaru obowiązków, ślinienie przez psa szyby balkonowej, sierść na dywanie czy dojście właściciela psa do wniosku, że powinien mieszkać na wolności w rezerwacie...

Psy, które zostały odłowione z pól i lasów, zazwyczaj boją się ludzi, nie zawsze odnajdują się w warunkach miejskich, mają specyficzne potrzeby dotyczące wychowania, oswajania, miejsca, w jakie trafią, zwierząt, z którymi będą mieszkać. I tu znów opiekun z fundacji, schroniska czy domu tymczasowego musi zadbać o to, aby pies nie trafił tam, gdzie będzie żył w strachu do końca swoich dni (np. centrum miasta), choćby miał mieć tam opiekę ludzi, którzy otoczą go miłością. Musi również ocenić, jak duże jest ryzyko ucieczki psa z danego domu, podpowiedzieć, jak zabezpieczyć teren i jak z psem pracować. Jeśli pies ucieknie, może szybko stracić życie pod kołami samochodu lub nigdy się nie odnaleźć, czy też nie dać złapać. A przede wszystkim, jeśli już udało się zyskać zaufanie takiego psa, nie można go zawieść. Trzeba zadbać o jego spokojne życie.

Obowiązkiem osoby, szukającej domu dla psa, jest więc również zadbanie o bezpieczeństwo zwierzęcia. Musi mieć wiedzę, doświadczenie, wyobraźnię i zadać sporo pytań. Zwierzę, które wybraliśmy, poznamy w pełni dopiero, gdy trafi do naszego domu, a więc jego zachowania łatwiej przewidzi jego dotychczasowy opiekun. Osoby adoptujące, mając najlepsze chęci i dobre serce, mogą zapomnieć o zabezpieczeniu balkonu, użyć niewłaściwego sprzętu, nie przemyśleć trzymania razem zwierząt, które się nie dogadają, nie przewidzieć pewnych sytuacji, po prostu nie mierzyć sił na zamiary.

Każdy, kto kiedykolwiek zajmował się adopcjami psów, kotów, królików itp., spotkał się z przeróżnymi przykrymi zdarzeniami i wypadkami. Być może czasami nawet się obwiniał, że wydając zwierzę nowemu opiekunowi, o czymś zapomniał powiedzieć, że o coś nie dopytał.

Co ważne, wiemy, jak wiele psów i kotów oczekuje na nowy dom. Wiemy, że część z nich, stare, chore, których uroda nie przypada ludziom do gustu, mogą tego domu nigdy nie znaleźć. Dlatego musi być pewność, że każde zwierzę wydawane do adopcji zostanie zabezpieczone przed ewentualnym rozmnożeniem się, a wydane do nowego domu szczenię nie da początku kolejnym pokoleniom niechcianych psów.

Na osobie wydającej zwierzę do adopcji ciąży naprawdę duża odpowiedzialność. Musi dokonać, w oparciu o zebrane informacje, wyboru tego właściwego domu i od tego będzie zależeć nie tylko bezpieczeństwo, szczęśliwe życie zwierzęcia, komfort i zadowolenie ludzi, do których trafi, ale też w jakimś stopniu skala bezdomności zwierząt w naszym kraju w przyszłości. 

Zdjęcie autorstwa: Robert Bębacz

Oby było dobrze


Kiedy pies, kot czy papuga trafią już do nowych domów, radość ich dotychczasowych opiekunów miesza się ze stresem. Nigdy wszystkiego nie da się do końca przewidzieć i nie mogą czuwać nad ich byłymi podopiecznymi już zawsze.

Działając w adopcjach, jak i pracując z psami po adopcji z różnych organizacji i schronisk, w ciągu lat zetknęłam się z bardzo wieloma przykrymi sytuacjami takimi, jak: wypadki zwierząt (w tym śmiertelne), ucieczki (gdzie często zwierzęcia nigdy nie odnaleziono), pobicia, zranienia, zaniedbania zwierząt, brak leczenia, bezpodstawne eutanazje, zagryzienia psów, wypadnięcie z okna czy balkonu, pogryzienia dzieci przez psy itp.

Niejednokrotnie sama brałam udział w poszukiwaniach czy ponownych odłowieniach psów czy kotów (w tym bardzo daleko od mojego miejsca zamieszkania). Często nie po to, aby pomóc opiekunom, ale dlatego, że sami nie angażowali się w działania. Dlatego wiem, jak ważne jest zapobieganie tego typu wydarzeniom. Ostatecznie, gdy dojdzie do wypadku z udziałem zwierzęcia, zaniedbań, jego śmierci, spada to również na barki i sumienie ekipy wydającej zwierzę do adopcji. Gdy właściciel nagle chce oddać zwierzę, o jego dalsze losy znów muszą zadbać osoby, które je wyadoptowały, niezależnie od tego, czy mają gdzie je przyjąć czy też nie. Dlatego odpowiednie procedury adopcyjne są po prostu niezbędne.

Decydując o przekazaniu psa do nowego domu, zawsze zadaję sobie pytanie - czy dałabym danej rodzinie pod opiekę mojego własnego psa, a jeśli nie, to dlaczego. Pies z nory, z ulicy, odebrany interwencyjnie z meliny czy z półmetrowego łańcucha nie jest w niczym gorszy od mojego. A przeżył w swoim życiu już dość złego. Zgodnie z Ustawą o ochronie zwierząt "nie jest rzeczą" i tak właśnie go traktuję. 

Zdjęcie autorstwa: Robert Bębacz

Wiedza to podstawa


Oczywiście trudno o właściwą ocenę psa, jego potrzeb, a co za tym idzie znalezienie mu właściwego domu, jeśli osoby, zajmujące się jego adopcją, nie posiadają odpowiedniej wiedzy i przygotowania. Ale o tym już w kolejnym artykule.


Podczas czytania artykułu towarzyszyły Wam zdjęcia, ilustrujące historię Abaja (obecnie w domu z suczką Ali, również adoptowaną), jednego z psów, na których było sporo chętnych (ach te niebieskie oczy), ale dom należało wybrać rozsądnie.
Abaja nie było łatwo odłowić. Potem, już w schronisku, przeszedł wraz z rodzeństwem proces oswajania z ludźmi. Musiał trafić do osób z doświadczeniem, chęcią do pracy z nim i posiadających drugiego psa. Dzięki wyborowi właściwego domu, jest bezpieczny, zrobił olbrzymie postępy, odnajduje się całkiem nieźle w nowym środowisku, wiedzie szczęśliwe życie. I o to tak naprawdę chodzi w adopcji psa.

Zdjęcie autorstwa: Robert Bębacz