O mnie



Język, którego cały czas się uczę. Albo o tym, dlaczego robię to, co robię.

"Zarozumiałością oraz bezczelnością człowieka jest mówienie, że zwierzęta są nieme, tylko dlatego że są nieme dla jego tępej percepcji."
Mark Twain


Nie chcę zaczynać od zbyt banalnego stwierdzenia, ale tak wyszło. Natura pasjonowała mnie odkąd pamiętam. Nic na to nie poradzę. :) Jednak kiedy jako dziecko wsłuchiwałam się w odgłosy zwierząt w Wigilię o północy, nie przypuszczałam, że kiedyś nie będę musiała spędzać nocy w stajni czy koło posłania psa, aby świadomie zrozumieć coś z tego, co mają sobie i nam do powiedzenia. Tym bardziej nie sądziłam, że kiedyś to będzie nie tylko moja pasja, ale i moja praca i będę mogła swoją wiedzę przekazywać innym. Obecnie jestem Trenerem Psów i Zoopsychologiem (specjalizacja psy), ale pracuję również z innymi gatunkami zwierząt.


Jak to się zaczęło...

Pierwszego psa wybłagałam, mając mniej więcej 8 lat. To było moje marzenie, ale i, jak się okazało, masa obowiązków. Starałam się sprostać jego wychowaniu, jak mogłam. Szukałam rozwiązań i zdawałam się na dorosłych. I tak w zasadzie wychowaliśmy siebie nawzajem. Jako nastolatka pogrążyłam się w lekturach i odbyłam kilka rozmów z osobami szkolącymi psy, szukając odpowiedzi na różne pytania.

To, co mnie nurtowało, to nie tylko jak nauczyć psa wykonywania moich poleceń, ale np. dlaczego szczeka na inne psy idąc na smyczy, natomiast gdy spotyka je swobodnie biegając, szybko się z nimi zaprzyjaźnia. Wyjaśnienie, jakie wtedy padało, nie było dla mnie do końca jasne – „pies dominuje”. Wtedy to hasło było odpowiedzią na wszystkie pytania o niekomfortowe dla nas zachowania psów. Dzisiaj wiemy, jak wiele zwierząt zostało z jego powodu źle potraktowanych.


Zrozumieć zwierzę

Kolejnym etapem w moim życiu były rottweilery. Czarne, wielkie… kochane i oddane psy rodzinne. Od początku przykładałam dużą wagę do ich wychowania i wyszkolenia. Byłam związana ze Związkiem Kynologicznym, sekcją molosów i później sekcją szkolenia psów. Wtedy spotkałam mojego pierwszego nauczyciela i choć później wybrałam jeszcze inną drogę, to te pierwsze doświadczenia w pracy z psami znacząco wpłynęły nie tylko na kształtowanie się mojej wiedzy czy podejścia do psów, ale i na mnie samą. Zrozumiałam, jakie są moje słabe strony, nad czym muszę pracować, ale też że sama teoria nie wystarczy, rozwój nie jest możliwy bez mentora i obiektywnej oceny moich działań przez kogoś z boku.


Wydarzeniem, które na tym etapie miało znaczący wpływ na moje podejście do pracy z psami, był wyjazd do Kanady. Miałam możliwość obserwacji trenerów różnych gatunków zwierząt w akcji. O ile praca z psami często bazowała nadal na micie dominacji i dość często oddawano psy na szkolenie, jak jakiś sprzęt do wprowadzenia nowego oprogramowania, o tyle z innymi gatunkami w przeróżnych ośrodkach pracowano już na zasadzie wzmocnienia pozytywnego. Polecono mi też wtedy zaznajomić się ze szkoleniem kanadyjskich psów asystujących. Mimo to, że nagradzanie stosowałam już wcześniej, ujęło mnie to, jak wiele można zrobić bez użycia siły, jakich skomplikowanych czynności można nauczyć choćby ptaka.

Dla wielu osób, które wychowały się na obecnej wiedzy o szkoleniu zwierząt, pewnie wyda się to dziwne – dla mnie było to coś niesamowitego i już wtedy wiedziałam, że chcę tak pracować. W dzień przechadzałam się przez potężne pastwiska, gdzie przebywały stada krów i byki. Musiałam nauczyć się mijania się z nimi bezkolizyjnie, odczytując ich intencje i nie prowokując. Przemierzałam lasy i łąki, gdzie mogłam obserwować dzikie zwierzęta po ogarnięciu tego, jak ich nie płoszyć), a wieczorem słuchałam magicznego wycia kojotów i ryku osłów powiadamiających o niebezpieczeństwie. Z perspektywy lat można rzec, że to był ten czas, gdy zaczęłam powoli wkraczać w świat komunikacji zwierząt. :)


Dwa psie światy

Jeszcze w trakcie mojej kilkunastoletniej przygody z rottweilerami, znienacka wpadłam w świat psów bezdomnych. W zasadzie to te psy wpadły w mój. Zaczęło się bowiem od przerzucanych przez moje ogrodzenie kundelków (zapewne z nadzieją, że rottweilery rozwiążą problem). Dzięki nim udało mi się nawiązać kontakt z osobami prężnie działającymi w psich adopcjach. I tak zaczęły się coraz częściej przewijać przez moje ręce psy po przeróżnych przykrych przejściach. W moim domu zostały dwa z nich. Sądzę, że to był dla mnie etap najbardziej intensywnej nauki, spotykania się z najbardziej skomplikowanymi przypadkami, poznawania często niesamowitych ludzi z całej Polski, szukających pomocy dla swoich tymczasowanych lub własnych psów. Jako wspomnienie tych czasów pozostało mi kilka przyjaźni nie do zdarcia.

Pracowałam z psami, które bito, nad którymi znęcano się, psami lękliwymi, czasami reagującymi agresywnie z powodu strachu, ale też takimi z poważnymi brakami w socjalizacji czy bez obycia z ludźmi, miejskimi bodźcami. Miałam też okazję pracować z wolfdogiem, który wywołał kolejną rewolucję w mojej głowie. Uznałam, że muszę zweryfikować całą wiedzę i znaleźć odpowiedzi na wiele nowych pytań. I to był chyba pierwszy raz, gdy trudny przypadek nazwałam interesującym (co potem zaczęło mi wchodzić w krew). :) To było również zwierzę, dzięki któremu zdobyłam wiedzę, ułatwiającą mi później pracę z kolejną grupą psów.


I tak przeszłam do psów półdzikich. Kiedy udało mi się odłowić zdziczałą sukę ze szczeniętami, które nie miały wcześniej kontaktu z ludźmi, brakowało mi świadomości, co oznacza pojęcie „pies półdziki”. Zostawiłam u siebie dorosłą, płochliwą jak leśne stworzonko suczkę Verkę oraz dwie jej córki, znacznie większe od reszty rodzeństwa, a także od swojej mamy. W socjalizacji i wychowaniu ich pomagała mi moja rottweilerka Roza i długowieczny, uliczny twardziel wielorasowy - Kazik.


Przyznam szczerze, że początkowo nieco stresowało mnie ich zachowanie, szybko kurczący się czas na oswajanie z ludźmi i ich światem, bardzo mocne komunikaty, w tym grożące, duża aktywność, kreatywność, większa płochliwość, szczypanie, znaczenie i to często dość wysoko, mocne wycofywanie się w trakcie okresów lękowych itd. Jednak moje podejście z początkowego „mam psy trudne i co teraz” do „mam dostęp do kopalni wiedzy” ewoluowało dość szybko.



Głód wiedzy

W międzyczasie zrobiłam kurs trenerski w Alteri (po doświadczeniach w Kanadzie uznałam, że osoby pracujące z psami asystującymi mogą mnie wiele nauczyć i ten kurs zawaszę będę miło wspominać i ze względu na jakość przekazanej wiedzy, i ze względu na ludzi, których tam spotkałam), a przede wszystkim mogłam sięgnąć po informacje na przeróżnych kursach, seminariach i warsztatach, które ileś lat wstecz były poza moim dostępem. Ewoluowała również w tym czasie sama wiedza o komunikacji psów. Równocześnie mogłam obserwować swoje „dzikusy” i ich zachowania, lokalizować kolejne grupy takich psów, robić wypady z lornetką i aparatem, a dzięki współpracy z organizacjami prozwierzęcymi mogłam uczestniczyć w odławianiu i przystosowywaniu tych psów do życia z ludźmi.


Niemały wpływ na sposób odławiania psów czy pracę z „dzikusami” miały moje doświadczenia z innymi gatunkami zwierząt. Pomogła mi wiedza zdobyta w Norwegii, a także życie ze zwierzętami gospodarskimi, z dala od ludzi, między innymi z owcami, których komunikacja dla człowieka jest zrozumiała, niejednokrotnie po latach obserwowania ich. Bardzo subtelne komunikaty, gdzie często mało czasu pozostaje na ich czytanie i reakcję, tendencja do płoszenia się, często bagaż niefajnych doświadczeń z człowiekiem z przeszłości, bardzo duża siła, a przy tym konieczność pracy z nimi w zupełnie ciasnym boksie lub odwrotnie: na dużej, nieograniczonej przestrzeni – wszystko to dało mi wiedzę nieporównywalną z niczym innym.


W tym czasie dotarłam do publikacji naukowych z Cambridge i moim marzeniem było znaleźć się na wykładzie prof. D. Broom’a i zadanie kilku dla mnie ważnych pytań, opowiedzenie o swoich obserwacjach. Nie wiedziałam wtedy, że po kilku latach marzenie się spełni,a do moich notatek profesor dopisze swoje ze źródłami cennych dla mnie informacji.

Opiekowałam się też przez długi czas rannymi i chorymi gołębiami. Część z nich ze mną została, zdobyłam ich zaufanie, a to umożliwiło mi obserwowanie ich swobodnych interakcji. Jak zawsze w takich momentach, wydaje mi się, że tak mało jeszcze wiem...



Co to są wakacje?

Za tego typu wiedzę się płaci. Jeśli nie pieniędzmi, to długimi obserwacjami, ciężką, cierpliwą pracą, czasami w trudnych warunkach. A także stresem. Dużą dawką stresu i staraniami, aby nie stracić przy tym wrażliwości. Trzeba nie raz zakasać rękawy czy solidnie się ubrudzić, posiedzieć w błocie, krzakach albo starać się nie utknąć w norze, precyzyjnie przyciąć raciczkę lub też ileś razy dziennie pakować mozolnie ziarenka do ptasiego dzioba, zapominając, co oznacza mieć wakacje czy móc wyjechać na dłużej. Ale warto.


Przez lata prowadziłam dla organizacji pro zwierzęcych zajęcia edukacyjne, krótkie wykłady o psach, pracy z nimi, o zwierzętach gospodarskich. Na mój pierwszy poważny wykład wypchnięto mnie troszkę podstępem niemal tak samo, jak kiedyś na moje pierwsze zajęcia z grupą osób z psami. :) Teraz dość często przekazuję moją wiedzę na seminariach, warsztatach i kursach. Nadal przygotowuję psy do adopcji i pomagam opiekunom psów, które zostały już wyadoptowane. Współpracuję z Fundacją Kastor, pomagam w schronisku, wspomagam działania innych organizacji. Jestem zoopsychologiem Polskiej Akademii Zoopsychologii i Animaloterapii, gdzie prowadzę zajęcia na kursach Trener psów, Zoopsycholog specjalizacja psy i Dogoterapia z zakresu komunikacji, dobrostanu psów i pracy z psami reaktywnymi. Stale współpracuję z Z Psem Tu i Teraz - komunikacja, relacja, współpraca - organizujemy razem warsztaty z komunikacji psów i pracujemy na placu z opiekunami psów nad ich relacją z ich podopiecznymi, zrozumieniem ich. Pracujemy również z psami z lękiem, zachowaniami agresywnymi itp.


Moje pierwsze półdzikie psy już odeszły i zabrały ze sobą cząstkę mnie. Ale rozpoczął się dla mnie nowy rozdział – kolejne stadko, kolejne doświadczenia. Obecnie w pracy z innymi psami pomaga mi Gandalf, łamiący serca niewieście, pokaźnych gabarytów mix siberian husky, znany świętokrzyski włóczykij. A obok niego Wesna, moja kolejna półdzika suka, która wychowywała się w stadzie rodzinnym, w norze, na odludziu, a potem trafiła pod opiekę moją, już nieżyjącej „dzikuski” Itusi oraz Gandalfa. Ma nadal kontakt ze swoim rodzeństwem. Niedawno w cudny sposób objęła opieką kolejną, młodą, niewielką dzikuskę, która być może jest z nią spokrewniona - Moroszkę. W moim domowym teamie jest również gołąb Bułka vel Vanya, który po ciężkiej chorobie potrzebował pomocy i już z nami został, wspierając mnie mocno w rozwijaniu mojej techniki oswajania zwierząt. Jednak moje psy to też te wszystkie, do których dojeżdżam, z którymi sama pracuję, którym szukam domu, a potem z tym domem współpracuję. Zależy mi na nich wszystkich równie mocno.


Nie mogłabym dalej poszerzać swojej wiedzy, gdyby nie byłoby wokół mnie wspaniałych ludzi, których spotkałam na swojej drodze - trenerów psów, behawiorystów, wolontariuszy, osób z organizacji prozwierzęcych, przyjaciółek biolożek, lekarzy weterynarii, psychologów, specjalistów od dzikich zwierząt, z którymi mogę się skonsultować czy choćby opiekunów psów, w tym półdzikich, z którymi wspólnie gromadzimy kolejne obserwacje.